:: dana w mediach ::

DANA INTERNATIONAL Kobieta nowa

Urodziła się nie jako kobieta, tylko mężczyzna. Yaron przyszedł na świat niespełna trzydzieści lat temu w biednej żydowskiej rodzinie. Jego matce udało się jednak wykształcić syna, który od początku swojej edukacji został uznany za dziecko wybitnie uzdolnione. Rodzice nie szczędzili też pieniędzy na kosztowne lekcje muzyki.

Okres nastoletniego buntu zdecydował o dalszym życiu Yarona. Wówczas to młody Izraelczyk odkrył nocne życie swojego miasta - Tel Awiwu. W klubach spędzał wiele godzin obserwując jego bywalców, wśród których byli geje i transwestyci. W ostatniej klasie szkoły średniej, którą skończył z bardzo dobrymi wynikami, wiedział już co go interesuje. Chciał stać się kobietą i osiągnąć sukces. Nie wiedział jednak, co ma go wynieść na szczyt. W tym czasie poznał izraelskiego producenta, który namówił go do udziału w "drug show", czyli spektaklach, podczas których mężczyźni przebierają się za znane kobiety, najczęściej sławne piosenkarki, i naśladują je w rytm jakiegoś wielkiego przeboju parodiowanej gwiazdy.

Yaron wyróżniał się na tle kolegów z zespołu. Był doskonały jako kobieta. Ale przebieranie się w damskie ciuszki go nie satysfakcjonowało. Za zarobione pieniądze i z pomocą przyjaciół wykupił bilet do Londynu i poleciał nad Tamizę, aby poddać się operacji zmiany płci. Już nie musiał udawać. Był tym, kim chciał - kobietą.

Przyjął pseudonim artystyczny Dana International. Jako początkująca piosenkarka nagrała pierwszy album rok po operacji. Ta płyta w krótkim czasie zdobyła status Złotej. Kolejny krążek "Umpatampa" okazał się Platynowy. Piosenki w wykonaniu Dany kupowano nie tylko w Izraelu, ale także Egipcie i Jordanii. Banalne i roztańczone utwory szły jak woda. Płyty kupowali nawet tamtejsi piraci, którym udało się wprowadzić na rynek ok. 5 milionów krażków panny International.

Tymczasem prasa szkalowała i oskarżała Danę o brak moralności oraz zły wpływ na młodzież. Pojawiały się opinie, ze jej płyty są nielegalne. Aura skandalu nie poprawiała ani wizerunku gwiazdki, ani jakości piosenek, ale na pewno miała wpływ na konto artystki. Zyski rosły. Trzeba było sięgnąć jeszcze wyżej.

Na zeszłorocznym festiwalu Eurowizji jej piosenka "Viva" miała najniższy poziom ze wszystkich zaprezentowanych (może tylko z wyjatkiem utworu przedstawiciela Niemiec). O tym kto zwycięży nie decydowało jednak europejskie jury, tylko widzowie zgromadzeni przed telewizorami. Dzięki nim Dana International zajęła pierwsze miejsce. Zaraz potem podpisała kontrakt z dużą wytwórnią płytową i wyjechała z kraju na dłużej. Dobrze się stało, bo grono jej przeciwników rosło. W mediach wypowiadali się oficjele, w większości potępiający Danę. Ona niewiele się tym przejmowała. Jej międzynarodowa kariera nabrała właśnie rozpędu. Chetnie rozmawiała z mediami hołdując zasadzie: najważniejsze, żeby pisali, byle tylko nie przekręcili nazwiska.

Jej najnowsza plyta "Free" ukaże się również w Polsce. Z tej okazji artystka przyjachała do Warszawy. Spotkała się z dziennikarzami na konferencji prasowej w hotelu Marriott. Natomiast "Playboyowi" Dana udzieliła ekskluzywnego wywiadu. Spotkanie trwało ponad godzinę. Jak zapewniała ekipa towarzysząca Danie, ekipa "Playboya" miała dużo szczęścia, bo artystka tylko przez kilka godzin miała dobry nastrój i chętnie odpowiadała na pytania. Potem było gorzej. Jeden ze znanych prezenterów zaprosił ją do swojego talk-show, jednak Dana nie miała ochoty dyskutować. Rzucała swoje: "to głupie pytanie" albo "nie wiem o co ci chodzi" i wyczekująco stukała obcasem o podłogę. Nic dziwnego, że gospodarz audycji wyprosił ja ze studia po zadaniu dwóch pytań. Artystce humor nie wrócił do końca pobytu w Polsce.

Nasz wysłannik Maciej Gajewski miał dużo szczęścia, ale spotkanie nie było wcale przyjemne. "Dana spóźniła się ponad pół godziny, ale zupełnie się tym nie przejmowała. Pewnie kroczyła korytarzem w butach na wysokich obcasach. Minęła mnie przy drzwiach bez mrugnięcia okiem i natychmiast podeszła do stolika, przy którym miał odbywać się wywiad. Cały czas trzymała założone rece, co ja twierdzą znawcy mowy ciała, oznacza obronę. Jest bardzo szczupła i ma duży biust, który przy jej figurze wyglada nadnaturalnie. Przyszła w mocno dopasowanej bluzce. Już na pierwszy rzut oka było widać brak stanika. Staranny i mocny makijaż, delikatne rysy, gładka twarz bez pozostałości zarostu. Trudno dostrzec w niej jakiekolwiek cechy męskie. Nawet barwę głosu ma jak najbardziej kobiecą. Sposób poruszania czy nawet palenia papierosa nie wskazywały, że mam do czynienia z przerobionym czy zniewieściałym mężczyzną. I tylko dłonie - duże, mocno ukrwione, mimo pomalowanych paznokci nie pasowały do tego ideału kobiety stworzonego przez chirurgów. Przed spotkaniem trudno było mi zdecydować się, jak mówić o Danie International - on czy ona. Na pewno miałem przed sobą kobietę, tylko jakoś trudno było mi wykonać typowo polski gest powitalny, który na ogół rozbawia kogoś innego niż Polki, i pocałować ją w rękę. Mimo, ze wywiad dla "Playboya" był jej jedynym z zaplanowanych tego dnia (reszta magazynów mogła zaczepić artystkę na konferencji prasowej), Dana od początku rozmowy była nastawiona nieprzychylnie. Zaraz po wejściu do wynajętego specjalnie dla nas pokoju zaczęła sprawdzać, czy nasz wywiad na pewno był zamieszczony w rozkładzie dnia. Na początku odpowiadała na pytania od niechcenia, krótko i opryskliwie, jakby chciała wybadać, z kim ma do czynienia. Chętnie przerywała rozmowę, gdy w pomieszczeniu pojawiał się któryś z jej dwóch mało męskich kolegów. Przestawała wtedy mówićpo angielsku, tylko wyrzucała potok słów w ojczystym języku. Nie uśmiechała się. Wyraz twarzy zmieniała, gdy pojawiał się obiektyw kamery albo aparatu. Wtedy grała sympatyczną piosenkarkę. Ale tylko przez chwilę. Dopóki nie zgasła kontrolka na kamerze".

Playboy: Sprawiasz wrażenie spietej?

International: Wydaje ci się. Wszystko jest w porządku.

P.: Dlaczego przyjełaś pseudonim International (międzynarodowy). Czy sądzisz, że tak szybciej zrobisz karierę na świecie?

I.: Wszyscy artyści chcą zrobić karierę międzynarodową, a pseudonim artystyczny nie ma żadnego znaczenia. Ważne, żeby można było wymawiać go z łatwością. Słowo International jest właśnie takie. To tylko nazwisko, którego używam na scenie. Nic więcej. Czepiasz się, nie wiadomo czego. A czy osiągnę wielki sukces? Mam nadzieję, że tak.

P.: Na jakim etapie kariery teraz jesteś?

I.: Na samym początku.

P.: Przecież nagrałaś już trzy albumy. Nie mają one dla ciebie znaczenia?

I.: Są ważne. Lubię je wszystkie. Jednak dopiero teraz zaczynam karierę międzynarodową.

P.: Czy w takim razie twoja najnowsza płyta "Free" jest najlepsza z tych, jakie do tej pory nagrałaś?

I.: Kto ci to powiedział? Jeszcze nie wiem, jaki ostateczny kształt przyjmie album, bo tak naprawdę jeszcze go nie skończyłam. Będzie pewnie dobry, ale nikt nie powiedział, że lepszy niż pozostałe płyty. Na pewno ma bardziej profesjonalne brzmienie. Zrealizowałam go z producentem, który pracował z wieloma gwiazdami muzyki dance światowego formatu. Nie pytaj z jakimi, bo zapomniałam.

P.: Dlaczego wybrałaś tak mało wartościowy gatunek muzyki, jakim jest dance?

I.: Bo lubię dance i wcale nie jest to taki zły gatunek, jak wszyscy sądzą. Uwielbiam dobrą zabawę, taniec, uśmiech, a właśnie to niesie za sobą muzyka taneczna. Nie można płakać podczas tańca. Poza tym jest tylu wykonawców muzyki pop i rock. Artyści specjalizujący się w dance pojawiają się rzadziej. Dlatego wydaje mi się, że w muzyce tanecznej mogę jeszcze czegoś dokonać.

P.: Próbowałaś śpiewać coś innego?

I.: Nie. Kiedy byłam małym chłopcem, mama prowadzała mnie na lekcje muzyki klasycznej. Jednak kiedy podrosłam, wiedziałam czym chcę się zajmować. Zafascynował mnie właśnie dance.

P.: A jakiej muzyki słuchasz?

I.: Każdej.

P.: Wymień chociaż jakichś wykonawców.

I.: Jest ich dużo. Na pierwszym miejscu Cyndii Lauper. Wolę jednak jej wokal niż muzykę. Oczywiście powinnam powiedzieć także o Madonnie, Boy George'u i wielu innych. Nikt nie umie powiedzieć dlaczego magia jednego artysty działa, a drugiego nie. Generalnie przepadam za latami 80. i wykonawcami w stylu unisex.

P.: Czy podoba ci się muzyka, wygląd czy osobowość artystów, których wymieniłaś?

I.: Wszystkie rzeczy, o których wspomniałeś są ważne. Nie sięgam po płyty wokalistek dlatego, że podoba mi się albo ich wygląd, albo muzyka. Po prostu jesteś chory, kiedy słuchasz i patrzysz na gwiazdę, bo tak ona działa.

P.: Wiem, jaką grasz muzykę, jak wyglądasz. A czy masz osobowość artysty?

I.: Twoje pytanie jest zbyt skomplikowane. Nie chcę na nie odpowiadać.

P.: Masz prawo. Chcę tylko dowiedzieć się dlaczego zaczełaś śpiewać?

I.: Nie powinieneś mnie pytać, dlaczego. To samo przychodzi. Nie decydujesz się czy będziesz aktorem, piosenkarzem czy dyrektorem teatru. W życiu nie można niczego zaplanować. Los układa się tak, ze zaczynasz śpiewać.

P.: Trzeba jednak znaleść się we właściwym miejscu, o właściwym czasie.

I.: Ale nigdy nie wiesz, kiedy to nastąpi. Możesz zacząć śpiewać nawet w łazience...

P.: Wtedy nie robi się jednak kariery.

I.: Śpiewać można zawsze. Karierę robi sie tylko czasem. Miałam dużo szczęścia, bo w wieku lat 17 - byłam wtedy jeszcze mężczyzną - spotkałam swojego przyszłego producenta. Zaczęłam występować w jego "drug show", a potem dzięki niemu nagrałam swój pierwszy singiel. Powstał mój pierwszy album. Dalej jakoś szło...

P.: Co czułaś, kiedy swoją pierwszą płytę wzięłaś do ręki?

I.: Wielkie szczęście. Co więcej?

P.: Nie sądziłaś, że dokonałaś w życiu czegoś ważnego?

I.: Są ważniejsze sprawy niż nagrywanie płyt. Ważne jest, żeby robić to, co się chce.

P.: Słowa piosenek do muzyki dance poruszają błahe tematy. Wystarczy napisać, że kogoś się kocha i jest się szczęśliwym. Liczy się głównie dobry szlagwort, który łatwo wpada w ucho. O czym opowiadają teksty twoich piosenek?

I.: Dotyczą szczęścia, wolności i tego, że trzeba kogoś słuchać, aby go zrozumieć.

P.: Najnowszą płytę promujesz piosenką "Woman in Love", którą pod koniec lat 70. wylansowała Barbra Streisand...

I.: Ona tylko wykonała swoją wersję utworu braci Gibb. Dlatego można powiedzieć, że jest to piosenka Bee Gees, a nie Streisand. Ja też zaśpiewałam "Woman in Love" na życzenie jej autorów. W zeszłym roku powstał album, na który zespół Bee Gees zapraszał różnych wykonawców, aby zaśpiewali covery ich utworów. Zaproponowali też, żebym dołączyła swoją wersję "Woman in Love".

P.: Spotkałaś się z Bee Gees?

I.: Tak, ale tylko 50 minut. Spotkaliśmy się po to, aby omówić wymyślony przez nich projekt i mój udział w nim. Potem nie pracowaliśmy razem. Swoje wersje nagrałam pod okiem mojego producenta.

P.: Czy twój cover spodobał się braciom Gibb?

I.: Jeśli kupisz sobie płytę Bee Gees, przeczytasz co napisali na temat mojej wersji.

P.: Nie możesz mi powiedzieć?

I.: Podobała im się.

P.: Bee Gees musieli zwrócić uwagę na ciebie po zwyciestwie w konkursie Eurowizji. Czy to prawda, że w Izraelu nie wiedziano o wytypowaniu ciebie do reprezentowania kraju na zeszłorocznym festiwalu?

I.: Wybaczmi, ale to głupie pytanie. Jak mogli nie wiedzieć, że ktoś jedzie na tak dużą imprezę reprezentować ich kraj? To niemożliwe. Tę plotkę wymyślili nierzetelni dziennikarze.

P.: Jednak większość gazet, przede wszystkim zagranicznych, zamieszczała opatrzone zdjęciami artykuły, gdzie Izraelczycy wypowiadali się na temat Dany. W zachodnich telewizjach też można było zobaczyć twoich rodaków. Wszyscy zgodnie twierdzili, że nic nie wiedzieli, że przynosisz im wstyd, że to hańba...

I.: Ale to byli głównie skrajni ortodoksi. To dziwni ludzie, którzy sądzą, że trzeba żyć tak, jak nakazuje Biblia. Chcą, aby funkcjonować na zasadach, ustalonych przed dwoma, trzema tysiącami lat. Im nie podobają się piosenki śpiewane przez Izraelki, a także mężczyźni, którzy lubią damskie głosy. Na szczęście ortodoksi stanowią tylko 20 procent społeczeństwa.

P.: Jak witano cię, gdy wróciłaś po zwycięstwie w konkursie Eurowizji?

I.: A jak witano by reprezentantkę czy reprezentanta Polski, gdyby wygrał? Tak samo witano mnie. Mnóstwo kwiatów, gratulacji, śpiewów pod oknami mojego domu w Tel Awiwie i tańców na ulicy, które trwały przez wiele godzin, aż do białego rana.

P.: Jesteś bardzo popularna w Izraelu.

I.: Zawsze byłam. Kontrowersyjna też.

P.: W jaki sposób traktują cię ortodoksi?

I.: Na razie nie robią mi nic złego. Najczęściej obrzucają mnie wyzwiskami. Mówią, że jestem przesłaniem z ciemności, wcieleniem diabła. Opowiadają takie rzeczy nawet na łamach gazet. Nie reaguję na te zaczepki, choć głośno komentuję ich zachowanie wobec mnie. Tak naprawę w ogóle mnie to nie obchodzi. Jestem niezależna. Myślenie o tym, co inni o mnie sądzą, doprowadziłoby mnie do szaleństwa. Jeśli komuś się nie podobam, jego sprawa. Ważne, co ja sądzę o sobie.

P.: A jesteś diabłem?

I.: Jestem aniołem.

P.: Takim, który uważany jest za skandalistę?

I.: Nie ja robię skandale, tylko wy - dziennikarze. Nie czuję się osobą, która jest skandalistką.

P.: W takim razie kto, twoim zdaniem jest skandalistą?

I.: Bill Clinton. Prezydent, który stał się bohaterem kilku niesmacznych afer seksualnych. To dopiero skandal!

P.: Wierzysz w Boga?

I.: Oczywiście. Jednak Bóg to zupełnie inna sprawa niż religia. Właśnie On jest dla mnie ważny. Nie potrzebuję natomiast nakazów i zakazów, które spisali przed laty w jednej księdze obcy dla mnie ludzie. Stworzone przez nich zasady mogły się sprawdzać wtedy, gdy Biblia powstawała, ale nie teraz. Nie muszę ich akceptować.

P.: Do dwudziestego trzeciego roku życia byłaś mężczyzną. Kim dziś jest dla ciebie Yaron?

I.: Osobą, którą kiedyś byłam.

P.: Co wpłynęło na twoją decyzję poddania się operacji zmiany płci?

I.: Moje przemyślenia na temat życia. Chciałam poddać się operacji, bo czułam taką potrzebę. Nic poza tym.

P.: A presja środowiska? W końcu obracałaś się jeszcze jako mężczyzna wśród bywalców klubów nocnych, gdzie pokazuje się spektakle "drug show".

I.: Decyzje, które mnie dotyczą podejmuję bez doradców. Sama wiedziałam, że poddanie się operacji jest dla mnie najlepsze. Potrzebowałam świadomości, że jestem taka jaka powinnam być - właściwy umysł, wrażliwość we właściwym ciele. Poddając się operacji poprawiłam błąd natury i Boga.

P.: Czy przed operacjś nie byłaś zadowolona z siebie? Nie odpowiadał ci prowadzony tryb życia?

I.: Też było wspaniale. Ale teraz jest lepiej.

P.: Kiedy zrozumiałaś, że chcesz być kobietą?

I.: Nie umiem podać dokładnej daty. Nie wiem czy to było w grudniu, lipcu czy czerwcu i jakiego roku. Ta decyzja narastała we mnie, gdy stawałam się coraz starsza. Miałam bardzo szczęśliwe, spokojne dzieciństwo: szkoła, lekcje muzyki, dom. Potem poznawałam świat coraz bliżej. Zaczęłam bywać w nocnych klubach. Tam poczułam się wreszcie wolna. Mogłam decydować o sobie i wybierać to, co dobre. W swoim przekonaniu, i tak myślę do dziś, większość realizowanych przeze mnie pomysłów była słuszna. Żałuję tylko drobiazgów.

P.: Jak zareagowali przyjaciele i rodzice, gdy zobaczyli cię po przeprowadzonej operacji?

I.: Moich przyjaciół w ogóle to nie obchodziło. Niektórzy nie zauważyli nawet zmiany na moim ciele. Przecież już wcześniej ubierałam się i zachowywałam jak kobieta.

P.: Ale musieli jakoś skomentować ten fakt?

I.: Nie musieli nic mówić. Jeśli pozwoliłabym im coś powiedzieć, to pewnie by to zrobili. Ale znają mnie dobrze. Zdają sobie sprawę z mojego specyficznego charakteru. Wiedzą, że jeśli upieram się na coś, to jestem do tego przekonana. Nie ma sensu krytykowanie mnie czy prawienie morałów, tłumaczenie co jest dla mnie lepsze. Na szczęście moi przyjaciele potrafią to zrozumieć. W końcu z jakiegoś powodu nazywam ich przyjaciółmi.

P.: Z rodzicami nie było chyba już tak łatwo. Co powiedzieli mama i tata?

I.: Z nimi to było trochę gorzej. Na początku zezłościli się na mnie. Nie miałam im tego za złe. Przeżyli przecież szok. Dowiedzieli się, że mają córkę zamiast syna. Zareagowali dość ostro, ale nie wyklęli mnie, nie odrzucili. Rozmawialiśmy na ten temat, starałam się przekonać ich do swoich racji. Jednak nie walczyliśmy ze sobą i spotykaliśmy się regularnie.

P.: Kiedy zaakceptowali cię jako kobietę?

I.: Minął rok, a może trzy lata? Dokładnie nie pamiętam. Rodzice zrozumieli, ze liczy się osobowość człowieka, to jakim on jest. Płeć nie ma żadnego znaczenia. I z mamą, i z tatą mam wspaniały kontakt do dziś. Cieszą się z moich sukcesów razem ze mną. Każdemu życzę, żeby miał tak kochających rodziców jak ja.

P.: Masz jeszcze siostrę. Jak ona zareagowała, gdy usłyszała, że nie ma już brata?

I.: Zyskała za to siostrę. Zareagowała podobnie jak rodzice. Pracuje jako modelka, a oprócz tego wybrała rolę przykładnej żony i matki.

P.: O czym pomylałaś, kiedy po raz pierwszy zobaczyłaś siebie jako kobietę?

I.: Co miałam czuć? Byłam przecież już kobietą na trzy lata przed operacją. Patrzyłam w lustro i widziałam dziewczynę, którą byłam. Można zmienić się tutaj (wskazuje na biust) i tutaj (wskazuje na krocze), ale nie w sercu i umyśle.

P.: Przed operacją oglądałaś się nago w lustrze?

I.: Tak.

P.: Po operacji nie zrobił na tobie wrażenia fakt, że widzisz inną fizyczność?

I.: Widziałam wielu moich przyjaciół, którzy poddali się operacji zmiany płci. Wiedziałam co zobaczę w lustrze po zdjęciu ubrania. Dużo ciekawsze było uprawianie seksu w nowej skórze.

P.: Jakie wrażenia? Miałaś opory, gdy po raz pierwszy poszłaś do łóżka z mężczyzną jako kobieta także w sensie fizycznym?

I.: Nigdy nie bałam się uprawiania seksu. Jednak tym razem było to dużo bardziej podniecające. Nareszcie byłam kobietą w stu procentach. Czułam się komfortowo! Chyba nie tak reagują dziewice po raz pierwszy...

P.: Czy operacja zmieniła chociaż trochę twój charakter?

I.: Nie. Operacja nie miała z tym żadnego związku. Pozostawałam sobą. Byłam, jak już powiedziałam szczęśliwsza, ale w środku pozostawałam taka jak Yaron przed operacją.

P.: To znaczy, jaka?

I.: Jestem wciaz szalona, otwarta na ludzi, szczera do bólu, lubię dobrą zabawę. Mam też swoje problemy, bo kto ich nie ma.

P.: Czy zmieniłabyś płeć, gdybyś na pewnym etapie życia nie trafiła do środowiska transseksualistów oraz transwestytów i nie zaczęła kariery artystycznej?

I.: Nie widzę związku. Artyści są ludźmi, którzy korzystają z wolności bardziej niż inni. To prawda. Mają przyzwolenie nabycie ekscentrykami. Ale nie muszą w związku z tym wpadać nagle na pomysł poddania się operacji zmiany płci czy zabiegowi plastycznemu, chyba że jest to Michael Jackson. Płeć zmieniają także zwykli ludzie.

P.: Co mogłabyś robić innego, gdybyś nie występowała na scenie?

I.: Na pewno byłoby to związane z show-biznesem. Nie umiem określić konkretnie, co chciałabym robić. Nie zastanawiałam się, jak bym skończyła, gdybym nie została piosenkarką. Jestem kim jestem, robię co robię i to jest najważniejsze. Nie lubię myśleć, co by było gdyby. Nie rozmieniam swojego życia na drobne. Liczy się tu i teraz.

P.: Od kilku tygodni jesteś w trasie promującej twój album. Ostatnio rzadko pojawiasz sie w rodzinnym Tel Awiwie. Jak tam wygląda twoje prywatne życie, dom?

I.: Bardzo zwyczajnie. W domu staram się być regularnie. Ostatnio rzeczywiście mam z tym trudności, bo teraz krążę nad Europą. Kiedy nie pracuję spędzam czas ze znajomymi. Bawię się, czytam książki, chodzę do kina. A kiedy wychodzę z domu, uwielbiam rozmawiać z takimi facetami jak ty.

P.: Gwiazdy chętnie prezentują na łamach kolorowych magazynów wspaniałe wnętrza, w których żyją na co dzień. W Izraelu jesteś popularna od kilku lat, płyty sprzedają się nieźle, więc udało ci się zbić małą fortunę. Czy gromadzisz w domu jakieś niezwykłe i drogie przedmioty?

I.: Muszę cię znowu rozczarować. Nie jestem stereotypową artystką, która żyje na pokaz. Dom nie służy mi do poprawiania wizerunku. Ja w nim mieszkam i dlatego musi być mi wygodnie. Artyści są różni i nie można ich do siebie porównywać. Nie ubierają się tak samo, nie jedzą tych samych potraw. Jedni mają więcej pieniędzy, drudzy mniej. Trudno porównywać mnie do Celine Dion. To media sprowadzają wszystko do stereotypu. Nie kolekcjonuję wspaniałych i drogich rzeczy. Dobra materialne nie liczą się dla mnie. Najważniejsza jest dusza.

P.: Jacy ludzie liczą się dla ciebie?

I.: Bardzo liberalni, pełni zrozumienia i zwariowani. Miałam dużo szczęścia, że udało mi się takich znaleść. Szaleńców nie brakuje w dzisiejszym świecie.

P.: Czy wśród twoich przyjaciół jest więcej kobiet czy mężczyzn?

I.: Po równo.

P.: Pochodzą oni ze środowiska gejów i transwestytów, z którymi występowałaś jeszcze jako mężczyzna w "drug show"?

I.: Większość tak. Bardzo lubiłam spektakle "drug show". Grywałam w nich kilka razy w tygodniu. Naśladowałam Ofra Hazę, Whitney Huston...

P.: Chciałabyś mieć dzieci?

I.: Znowu chcesz mnie zdenerwować! Przecież wiesz, że nie mogę zajść w ciążę. Ale lubię dzieci.

P.: Nie chciałabyś adoptować?

I.: Po co mam to robić? Żadne dziecko nie byłoby ze mna szczęśliwe. Jestem porywcza. Nie chcę, żeby ktoś przez mnie cierpiał. Poza tym, kto powiedział, że każda kobieta powinna zakładać rodzinę. Nie nadaję się do prowadzenia domu tak jak na przykład moja siostra i to nawet nie ze względu na to, że jeszcze kilka lat temu byłam mężczyzną. Jeżeli już coś robię, to robię to najlepiej jak potrafię. Teraz porwała mnie kariera. Wiem, że dobrą matką nie będę nawet za sto lat. Kiedy, przypuśćmy, zaadoptowałabym już dziecko, to i tak postawiłabym na śpiewanie. Nie mogłabym wstawać w nocy i czuwać przy łóżeczku. A w wolne wieczory wolałabym wychodzić z domu, bawić się, tańczyć i tak do sześćdziestątki, a nie ustawiać klocki. Kto potrzebuje takiej matki czy żony?

P.: Byłaś chociaż zakochana? Miałaś chłopaka?

I.: Jeszcze trzy lata temu na oba pytania odpowiedziałabym: tak. Byłam ze wspaniałym mężczyzną. Teraz zajęłam się karierą i nie mam czasu na miłość. Bardzo dużo wyjeżdżam, a tego kogoś wyjątkowego nie mogłabym wozić ze sobą przez cały czas. Nie chcę nikogo unieszczęśliwić i dlatego wolę być sama. Otaczam się za to przyjaciółmi. To największa rodzina na świecie!

P.: I nigdy nie zmienisz zdania? Nie stworzysz modelowego domu?

I.: Nie wiem. Moje plany nie wybiegają dalej niż o 10 lat w przód.

P.: Wiesz coś o polskich klubach nocnych, muzyce, naszym życiu?

I.: Nie. Nie obejrzałam nawet występu waszego reprezentanta na festiwalu Eurowizji. Jak nazywał się polski wykonawca?

P.: Sixteen.

I.: Możliwe. Nie znam Polski. Nie mam wyrobionego zdania na temat waszego kraju. Muszę najpierw wszystko obejrzeć. Ale spodziewałam się, że wasze dyskoteki nie są takie jak w Berlinie, Londynie, Amsterdamie...

P.: Z góry zakładasz, że zobaczysz na ulicy białe niedźwiedzie?

I.: Jeszcze niczego nie oceniłam. Wiem tylko, że przez wiele lat rządzili u was komuniści. Czy w Warszawie jest więcej niż jeden klub gejowski? Czy transseksualiści czują się swobodnie? Pretensje możesz mieć nie do mnie, tylko do Stalina.

(Playboy nr 7, lipiec 1999)

:: Zurück Back Powrót ::

 

© 1999-2009 chp design